piątek, 27 kwietnia 2012

VelociLARPtor 2012

Z tegorocznym VelociLARPtorem było jakoś dziwnie. Ale zacznijmy od początku. W zeszłym roku wyszło średnio, a w każdym razie zdecydowanie poniżej moich oczekiwań. Organizując pierwszy raz tego typu imprezę, nie ustrzegłem się od błędów. Najgorzej wyszło to, że chciałem zrobić za dużo i za dobrze. Zgodziłem się na niepotrzebne zupełnie rzeczy, sam też zaproponowałem rozwiązania, które zupełnie się nie sprawdziły. Pewne spostrzeżenia, które miałem po imprezie są aktualne do dzisiaj, część zwalam na karb mojej ówczesnej kondycji. Czułem się zmęczony, wszystko co robiłem, robiłem ostatkiem sił. W efekcie byłem za miękki. Moim zdaniem wziąłem na siebie za dużo. Sytuacja ta zmieniła się kilka miesięcy później, po Coperniconie, który także pomagałem zorganizować, od strony RPGowo-LARPowej. Zauważyłem wtedy, że, choć wypruwam sobie flaki, efekty moich działań nie są zadowalające. I postanowiłem odpocząć.

Cudownie nie robi się nic. Ale dla człowieka takiego jak ja to niemożliwe, nic nie robić za długo. Więc oto wróciłem, wypełniony nową energią, pełen zapału i nowych pomysłów, z jednym, ważnym postanowieniem: nie robić nic ponad swoje siły.

Moim zdaniem to dość powszechny błąd w rozumowaniu - kiedy ktoś coś robi, chce to zrobić od początku do końca sam, żeby było jak najlepsze, dokładnie takie, jakie to sobie wymyśli. W efekcie albo nie kończy wcale, albo przypłaca to ciężkim wycieńczeniem. W obu wariantach trudno się cieszyć z efektu. Tak naprawdę warto ufać ludziom. Warto mieć współpracowników, którym wskaże się zadania do wykonania i będzie się jedynie monitorować, czy robią je jak należy. Na tegorocznym V-LARPie robię dużo, ale ani kawałka więcej niż chcę i niż wiem, że udźwignę. Z pewnością wyjdzie to biwakowi na dobre.

Jak wspominałem na początku - z tegorocznym VelociLARPtorem było jakoś dziwnie. Już przed poprzednim nie mieszkałem w Toruniu, ale wtedy pozostawałem jeszcze w strukturach Stowarzyszenia Gier i Fantastyki Perła Imperium, oraz byłem członkiem Grupy LARPowej Doppelganger, więc robiliśmy tę imprezę pod tymi szyldami. To spowodowało, że o losach tegorocznego eventu zdecydowano na spotkaniu stowarzyszenia, na którym nawet mnie nie było. Ustalono, ze VelociLARPtor zostanie zorganizowany przez Gniewka Kozłowskiego. Nie jestem typem człowieka, który robiłby o to dramę, szczególnie, że wcześniej wspominałem o tym, że chyba nie chcę robić konwentu na odległość. Stwierdziłem, że pomogę w organizacji, jak tylko mogę. Gniewko poprosił mnie o pomoc ze stroną internetową. I tak jakoś w ogóle tu trafiłem. Teraz robię odrobinę więcej. Główny organizator ma trochę na głowie.

Pracuje mi się w porządku. Robię swoje, moje pomysły działają. Zrobimy w tym roku rewelacyjną loterię z nagrodami dla osób płacących akredytację przez Internet. Dla mistrzów gry, którzy poprowadzą sesje na biwaku też. Wprowadzimy listę rezerwową punktów programu, bo w zeszłym roku programu było za dużo. Z taką listą oficjalny program może być mniej obszerny, bo jeśli tylko zechcesz, możesz zagrać w jedną z dziesiątków gier znajdujących się "w rezerwie". Będziemy mieli wypożyczalnię planszówek, rozmyślamy jak zorganizować wypożyczalnię strojów na LARPy. PRzewidujemy konkursy i turnieje. A co najważniejsze - wiem, że będziemy się tam świetnie bawić. Wystawimy grille, zrobimy ognisko, puścimy muzykę. Może w tym roku zagramy nawet w mini-golfa. Ja bym chciał. Przyjedźcie, zobaczyć jak bardzo zmienił się velociLARPtor. I jak bardzo zmieniłem się ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania. Spamu nie przyjmuję.