sobota, 28 września 2013

Mówiliśmy na to "kapsle"

Dunkin Caps. Oto moje pierwsze CCG w życiu. Miałem wtedy może z 8 lat i był to hit. Co tam wymienianie się karteczkami. Co tam piłka. Co tam Liroy. Kapsle to było to! Dzisiaj trudno mi sobie przypomnieć ile miałem kapsli, jak dokładnie się w nie grało, ani czy można było je mieszać. Wiem, że zbierałem wszystko jak leci. Dunkiny (stare i nowe, no i oczywiście MORTALE), potem Star Wars TAZO, Chupa Caps, a nawet brzydkie, cienkie kapsle ze zwierzątkami ze Star Chipsów. Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem slammera i poznałem, co to hazard. Nigdy później nie zjadłem tylu chipsów i nie wyżułem tylu gum.

Zapraszam was w podróż do przeszłości, do radosnych chwil dzieciństwa. Spróbuję w tym wpisie zawrzeć wszystko, co znajdę i przypomnę sobie na temat grania w kapsle AD 1995.

Dunkiny

Pierwsze "kapsle" jakie trafiły w moje ręce. Pamiętam dwie edycje: pierwsze miały białe tła, lub białe z jakimś wzorem. Drugie przedstawiały te same postacie na innych tłach, z tego co pamiętam wielokolorowych. Najbardziej przeraża mnie to, że wtedy byłem tak mały, że nie wiedziałem, że te postacie są narysowane w mangowym stylu. Dla mnie były po prostu OSOM. Kiedy teraz im się przyglądam zastanawia mnie jedno - czemu wszystkie dziewczyny na kapslach były w skąpych gatkach? Przecież to było dodawane do balonowych gum do żucia. Z tego, co pamiętam, nie miałem zbyt dużo kapsli z dziewczynami w swojej kolekcji. Ale gość z metalowym hełmem, z którego wystaje kozacka fryzura i ze złotym przedramieniem z kolcami, to było coś, nawet jeśli był ubrany w kąpielówki.

To ciekawe, ale zupełnie nie pamiętałem, że dunkiny miały z tyłu punktację. A czy jej do czegoś używaliśmy? Zupełnie nie mam pojęcia. Dość, że wtedy jeszcze nie grałem w kapsle. Po prostu je zbierałem, wymieniałem, jeśli powtarzały mi się obrazki, albo ktoś był tak głupi, żeby chcieć kapsel z dziewczyną za jakiegoś kozaka. No chyba, że dziewczyna była nowym dunkinem, pamiętam, że nowe szły po lepszym kursie. 2, czasami nawet 3 do 1.

Grać zacząłem, kiedy na horyzoncie pojawiły się Mortale.

Mortale

Mortale pojawiły się w sklepach nieco później, czasami trudno było je dostać, ale jedno pamiętam znakomicie: wydawałem na nie wszystkie pieniądze. Wszystkie moje dwuzłotówki szły do kieszeni właścicielek kiosków i tego warzywniaka koło przystanku autobusowego, w którym były do kupienia gumy ze slammerami! Miałem prawie wszystkie slammery z Mortal Kombat. Była to prawdziwa ozdoba mojej kolekcji, której każdy mi zazdrościł.

Zasady

No dobra, ale jak się w to grało? Udało mi się znaleźć dokładną instrukcję na stronie http://www.milkcapmania.co.uk. Co najdziwniejsze, to, co przeczytałem, zgadza się właściwie w całości z tym, co pamiętam. Oto zasady gry, którą kochałem:


  1. Ustalcie, ile osób gra. To proste - ustalcie kto gra, a kto nie. Minimalna ilość osób to 2.
  2. Znajdźcie dobre miejsce do grania. Każda płaszczyzna była dobra. Po prostu musiało być płasko. Graliśmy na podłogach, na szkolnych ławkach, na betonowych boiskach, na porozkładanych książkach do środowiska. Wszędzie, gdzie było na tyle równo i płasko, by można było ustawić stos.
  3. Zdecydujcie, czy gracie na serio. Chyba tak to nazywaliśmy - na serio. Znaczyło to, że wszyscy uczestniczący gracze mogli zabrać wygrane przez siebie kapsle. Jeśli grało się na serio, na tym etapie gry były prawdziwe negocjacje. Postawię 9 starych dunkinów, jeśli ty dołożysz tego mortala z Kabalem! Hazard pełną gębą. Chyba jednak częściej graliśmy tak sobie. Było bezpieczniej, nie można było stracić kapsli. Ale nie było też tego dreszczyku emocji i radości, kiedy zdobyło się unikatowy kapsel od przeciwnika. Do ilu bójek musiało to doprowadzić! Ile przyjaźni zostało tym sposobem nadszarpniętych! Dramaturgia gry na serio chwyta mnie za serce do dziś. Mieszanka szczęścia i umiejętności, wojna psychologiczna... To było coś.
  4. Zdecydujcie, kto zaczyna. Jako że istniała szansa, że rozpoczynający grę zgarnie wszystkie kapsle (zdarzyło mi się raz coś takiego. Wszyscy mnie nienawidzili. Ale też podziwiali), decyzję tę pozostawiało się losowaniu. Praktycznie zawsze sprawę rozwiązywaliśmy grając w "kli-kla-klu", czyli popularny papier-kamień-nożyce. Była to gra przed grą, część rytuału. Bycie dobrym w kli-kla-klu w naszych umysłach nie istniało, mieliśmy po 7-11 lat i byliśmy pewni, że to tylko kwesta szczęścia. No, chyba, że to ja byłem taki naiwny.
  5. Przygotujcie stos. To było wspaniałe zadanie. Zwykle w stosie znajdowało się po tyle samo kapsli każdego z graczy, a stos musiał być idealnie równy. Wszystkie kapsle leżały obrazkiem do dołu w idealnej wieżyczce. Żaden z kapsli nie mógł wystawać nawet o milimetr, bo mogło to przeważyć o czyimś zwycięstwie. Zdarzało się oczywiście, że graliśmy tylko kapslami jednego z graczy, albo modyfikowaliśmy wygląd stosu, ale w 99% przypadków działo się to podczas gier, które nie były na serio.
  6. Rozwalanie stosu! Używało się do tego slammera. Był to grubszy, plastikowy lub metalowy kapsel, który służył do uderzania w górę stosu. Każdy miał swoją technikę rzutu. Przed grą na serio czasami umawialiśmy się, że niektóre z tych technik są zakazane. Czasami nie można było używać metalowych slammerów, a czasem banowaliśmy plastikowe. Czasami gracze musieli używać tego samego slammera, a czasem slammery były częścią stawki - nie jestem pewien, czy lądowały w stosie, czy były postawione i zgarniał je gracz, który uzyskał więcej kapsli, lub jakiś konkretny kapsel. Po uderzeniu slammerem wszystkie kapsle powinny latać w powietrzu, kręcić się i spadać na ziemię. Każdy, który upadł face-up (obrazkiem do góry) był punktem.
  7. Punktuj i popraw stos. Gracz, który właśnie rozwalił stos zbierał swoje punkty, czyli kapsle, które upadły obrazkiem do góry, a następnie układał mniejszy stos z pozostałych kapsli. Następny gracz uderzał w ten stos slammerem i tak to szło, dopóki ostatni z kapsli nie odwrócił się obrazkiem do góry. Czasami ten ostatni kapsel bardzo nie chciał się odwrócić, szczególnie, gdy został jeden jedyny i sprawiało to, że gra niemożebnie się ciągnęła. Ale i tak było super.
  8. Policz punkty i podziwiaj zwycięzcę! Gracz, który odwrócił większą ilość kapsli zwyciężył. Pogratuluj mu, podziwiaj go i skrycie nienawidź. Pamiętaj, że jeśli graliście na serio, każdy zachowuje te kapsle, które udało mu się odwrócić. Jeżeli graliście towarzysko, teraz każdy powinien oddać nie swoje kapsle i zebrać wszystkie swoje.
No to co, gramy? Kto jeszcze ma kapsle w piwnicy?

Inne kapsle, inne gry

Z moich czasów pamiętam jeszcze doskonale Chupa CAPS, które zasłynęły przede wszystkim tym, że miały pierwsze metalowe slammery, oraz pudełka, w których można było nosić kapsle. Także same Chupa Capsy były wyjątkowe, bo nie przedstawiały wojowników, tylko zupełnie różne rzeczy. Były naprawdę miłą odmianą. Niedługo potem w Laysach pojawiły się TAZO z Gwiezdnymi Wojnami, które miały nacięcia. Dzięki tym nacięciom mogliśmy łączyć je i budować rzeczesy. Nie wiem, co budowałem, ale z pewnością moim marzeniem było mieć tyle TAZO, żeby zbudować z nich Sokoła Millenium. Wspomniałem też o brzydkich i cienkich kapslach ze Star Chips. Ich nigdy nie wkładaliśmy w stosy, do tego się nie nadawały. Czasami z nudów graliśmy w nie w inny sposób: miały one obwódkę, na której napisana była szybkość, wielkość i mądrość (chyba) zwierzęcia z wartością liczbową. Jeden z graczy mówił, na co gramy, wyciągaliśmy po kapslu i jednocześnie odkrywaliśmy. Ten z większą wartością cechy zbierał oba kapsle. Jak w najgorszej grze w karty ever - w wojnie.

Potem nagle przestaliśmy grać. Nie wiem, czy staliśmy się za starzy, czy po prostu wykupiliśmy wszystkie zapasy kapsli i więcej ich nie było. Nie pamiętam, co się stało z moimi kapslami. Pamiętam za to, że mój brat grał, kilka lat później w Pokemony. A ja nabijałem się z niego, bo w moich czasach grało się kapslami z prawdziwymi wojownikami, a nie chińskimi potworkami wyglądającymi jak pluszaki. Nabijałem się, bo rzucali całym stosem o podłogę, zamiast używać slammerów. Ale też zazdrościłem mu trochę, że ma jeszcze z kim grać w kapsle, a moi koledzy i koleżanki chcieliby już być dorośli.

8 komentarzy:

  1. Też zbierałem - te z pierwszego zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do dnia dzisiejszego znałem tylko siebie :) Chodzi mi oczywiście o te z pierwszego zdjęcia ;)

      Innych Tazo czy jak to się tam pisze nie zbierałem.

      Usuń
    2. Poważnie? U mnie cała klasa zbierała wszystkie możliwe i graliśmy, wymienialiśmy się...

      Usuń
  2. pamietam te z postaciami z Herkulesa. Grało sie na różne sposoby :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi przypomniały się jeszcze /chyba też ze Star Chips/ z flagami państw.

      A jakie znasz inne sposoby na granie?

      Usuń
  3. czy wciaż kolekcjonujecie? może macie jakies na wymiane/ do kupienia? chętnie uzupełnię bratu kolekcje :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania. Spamu nie przyjmuję.