piątek, 11 maja 2012

Antyteatralne warsztaty LARPowe

Jestem przekonany, że w Polsce dominuje dość dziwne podejście do LARPów - słyszałem już, że to "taki improwizowany teatr", słyszałem o "warsztatach aktorskich" dla larpowców, o korzystaniu z technik teatralnych i wystawianiu LARPów przed publicznością. Uważam, że to nie tylko nieprawidłowe, lecz także szkodliwe podejście. 

Po pierwsze dlatego, że to nieprawda. LARP nie jest rodzajem improwizowanej sztuki teatralnej. To gra fabularna. Możemy się różnić w podejściu do symulacji, umowności, jedności czasu i miejsca na LARPie, ale nie powinniśmy odcinać się od źródła, którym jest RPG. Czego się wstydzić? To wspaniała, mądra rozrywka i jedyne w pełni interaktywne medium, którym dysponujemy. Po drugie mamy tu do czynienia z postawą, która mimo szczytnych (mam nadzieję) celów "uszlachetnienia" LARPa jako formy teatru w istocie deprecjonuje to medium jako podrzędne wobec uznanej i cenionej formy sztuki. 

Moim zdaniem, LARP niesie ze sobą zupełnie inne wartości i powinien być przedstawiany i doceniany jako LARP właśnie. Nie ma innego medium oferującego taką interaktywność. Nie ma innego medium, które pozwala na stanie się postacią (immersję) w tak doskonałym stopniu. Nie ma innego medium pozwalającego na sprawdzenie, jak działa dana sytuacja społeczna. LARP jest medium niepodległym. Nie musi być teatralny, żeby być dobry. Wręcz nie powinien.

Teatr opiera się na rozróżnieniu twórców i widzów. LARP nie pozwala widzowi na pełne zrozumienie swoich znaczeń, ponieważ istnieją one także w wyobraźni graczy i w sytuacjach nie do zauważenia, intymnych relacjach pomiędzy graczami i ich postaciami. Wystawianie LARPa jako sztuki teatralnej wymaga daleko posuniętych ingerencji w strukturę gry fabularnej, co samo w sobie nie jest złe, lecz odziera LARPa z larpowości na rzecz performatywności. Moim zdaniem nie to powinno być celem zabawy w LARPy.

No właśnie, zabawy. Dochodzimy do momentu, w którym po raz kolejny jasno i wyraźnie muszę opowiedzieć się po stronie rozrywkowej funkcji LARPa. Uważam, że nie ma nic złego w kulturze popularnej, masowej i że czerpanie z niej nie uwłacza twórcy. Nie każda gra ma ambicje do bycia sztuką. Niemal każda "gra teatralna" tak. Czy powinno tak być? I tak i nie. Jestem przekonany, że jest miejsce na przeżywanie prawdziwych emocji i poruszeń w klasycznym (a nie sztampowym, jak chcieliby niektórzy) LARPie wampirzym. Tak samo, jak jestem przekonany, że LARP poruszający "poważne tematy" może być nudny, pozbawiony wyrazu, albo po prostu głupi. Postawa, którą krytykuję, stoi na stanowisku, że LARP nieartystyczny jest niepotrzebny. Jest to zupełne nieporozumienie. 

Abstrahując od wszystkich innych powodów, dla których granie w klasyczne LARPy może być źródłem nie tylko pustej zabawy, ale autentycznych przeżyć i cennych doświadczeń, jest to furtka, przez którą gracze wchodzą w świat gier fabularnych, tak, aby później dorosnąć także do "ambitniejszych" pozycji. I przez "ambitniejsze" nie rozumiem bynajmniej "bardziej kontrowersyjne", pewnie dlatego, że uważam zabawę z formą za równie istotną, co treść. Klasyczne LARPy są dla artystycznych produkcji tym, czym Liroy dla polskiego hip-hopu. Jego też nie lubią ci, którzy są "true".

Sprzeciwiam się teatralizowaniu LARPów. Rozumiem potrzebę artyzmu i wpieram całym sercem próby tworzenia ambitnych, interesujących i innowatorskich gier, nawet, jeśli sam zajmuję się głównie grami klasycznymi. Nie akceptuję jednak środków. Neguję potrzebę i zasadność korzystania z technik teatralnych podczas LARPów. Neguję oderwanie postaci od gracza jako niszczące immersję, która jest dla mnie podstawową wartością tego medium. Neguję umowność gestów. Neguję dążenie do performatywności LARPów. Jednocześnie opowiadam się za dokładnym określaniem zasad i mechaniki gier, uważając jednocześnie, że dobrze skonstruwana i dopasowana do gry mechanika nie wpłynie negatywnie na stopień immersji i symulacji. 

Niniejszym postuluję "Antyteatralne warsztaty LARPowe", jednodniowe spotkanie osób chętnych podyskutować i być może stworzyć model gry, lub grę artystyczną, lecz odrzucającą dalszą dramatyzację gier fabularnych na rzecz wolności, improwizacji i immersji. Termin i miejsce do ustalenia, gdy tylko znajdą się chętni.

środa, 2 maja 2012

Relacja ze SPOTa

Przybyłem, poprowadziłem, wygrałem - ciśnie mi się na usta, ponieważ na tegorocznym SPOCie udało mi się zdobyć pierwszą LARPową nagrodę w swoim życiu - Zardzewiały Topór dla najbardziej klimatycznego mistrza gry. Ale po kolei: oto moja subiektywna relacja ze SPOTa.

Trzy godziny snu to za mało. Do teraz nie wiem, po co wstawałem o 6 rano i jakim cudem trafiłem na dworzec przeszło godzinę przed pociągiem. Podróż była męcząca, a główny w Gdańsku jest najgorszy i oczywiście skręciłem w złą stronę. Spóźniłem się na autobus do Przywidza, co zagwarantowało mi kolejną godzinę spędzoną... na dworcu. Chyba czas zainwestować w prawo jazdy, bo robię się za stary na takie wyprawy.

Moi rewelacyjni gracze po "Cudownej maszynie Mistrza Fryderyka"

Dotarłem na SPOTa, ulokowałem się w sleep roomie, zszedłem na dół i dziwnym trafem pokazałem "burżuazyjną magnaterię prelegującą o emancypacji" na SPOTowych kalamburach. Wtedy zostałem przechwycony przez Rumcajsa i Mariusza, poszliśmy więc dopieścić nasze LARPy, bo jak się okazało, wobec tego, co pamiętałem, trochę zmienił się program imprezy. Dopieszczanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze. Przy okazji rozegraliśmy partyjkę w grę planszową "Stupromilowy las", więc growo było od samego początku.

O 21:00 miał zacząć się mój LARP, ale była lekka obsuwa. Obejrzeliśmy rewelacyjne fireshow w wykonaniu Oscara, a potem zagraliśmy w "Obudź się". Gracze nie dostali ról, a jedynie zasady. Obudzili się w zamkniętym pomieszczeniu z komputerem, kartkami z tajemniczymi sprzecznymi ze sobą informacjami i z "Panem" oraz "Jokerem" po drugiej stronie #irca. Gra wyszła nieźle, aczkolwiek nie udało mi się wprowadzić wystarczająco paranoicznego nastroju (gracze mieli zostać najpierw przeciągnięci związani przez las, ale było już za ciemno, żebym mógł to zrobić). LARP niestety nie miał zakończenia - zepsuliśmy drzwi, przez co nie udało się ich otworzyć. Wyszło jak wyszło, wrażenia jednak były raczej pozytywne.

Na SPOCie było coś koło 100 osób, ale niestety, dzięki rozmieszczeniu poszczególnych punktów programu daleko od siebie (szkoła i Gminny Ośrodek Kultury vs. camping) w ogóle nie było ich widać. Przez to nie odbyła się część punktów programu, a o mały włos i moja "Cudowna maszyna Mistrza Fryderyka". Wampirzy, klasyczny LARP osadzony w Berlinie końcówki XIX wieku, z lekką steampunkową domieszką na szczęście jednak zachęcił 11 osób, dzięki czemu udało się zagrać. Gra wyszła płynnie i sympatycznie, a Abraham van Helsing zatriumfował nad wampirzymi naukowcami pragnącymi pogrążyć Berlin w wiecznej nocy.

Ognisko, fajna rozmowa z Mefim, sen. Znowu za mało. Obudzony, pokręciłem się po Przywidzu, zdobyłem kawę i trafiłem prosto na prelekcję o nowym Warhammerze Fantasy Role Play. Nie trafiłbym na nią, gdyby nie to, że odbyła się... Na korytarzu pomiędzy akredytacją a games roomem. Wyciągnięcie jej z sali na korytarz było świetnym pomysłem. Przy takiej ilości ludzi nie przeszkadzał hałas, z drugiej strony ludzie przychodzili i słuchali, o co chodzi, i zostawali, jeśli ich to zainteresowało. Dodatkowym atutem był brak aktu "wychodzenia" z prelekcji, nawet, jeśli ktoś chciał gdzieś iść w ogóle się tego nie odczuwało. Samą grą jestem zachwycony - chociaż nigdy nie przepadałem za poprzednimi częściami WH. Z prowadzącym, Kubą Kołodziejczakiem, umówiliśmy się na wieczorną sesję w omawianą przez niego grę i uradowany popędziłem na ogólnoświatową premierę mojego "Out of Fuel". Niestety na sesji pojawiły się tylko 3 osoby, ale w czwórkę, łącznie ze mną udało nam się rozegrać dość krótką grę, która po pierwsze przekonała mnie, że gra jest grywalna, a po drugie wskazała mi kilka niedoróbek, dzięki czemu niedługo już pojawi się wersja 1.2 gry z pewnymi poprawkami.

Wieczorna sesja w Warhammera potwierdziła tylko to czego się obawiałem - będę musiał wydać 3 stówy na nową zabawkę. Gra nie dość, że jest piękna, to mechanika jest szybka i logiczna, mało tego, inspiruje wydarzenia, jest totalnie supportująca MG... Mogę się tak zachwycać pół dnia, ale lepiej, jak po prostu napiszę o tym produkcie osobną notkę, po kilku kolejnych sesjach.

Przed Galą Zardzewiałych!
Wieczorem odbyła się Gala Zardzewiałych Toporów. Podczas gali odbył się koncert zespołu rockowego Basic Layout z gimnazjum w Wejherowie. Grali głównie covery Nirvany. Dyplomatycznie powiem tylko, że nie jestem pewien, żeby ten występ był konieczny. Za to rewelacyjnie wyszły skecze podczas "Czyja to kwestia" przygotowanej przez Mirage'a. Jakoś w międzyczasie odbyło się także wręczenie. Nagrody zdobyli:
  • w kategorii Najbardziej Klimatyczny LARP - grupa z Nowego Targu, czyli Malkav, Klama, Thanatos i Spectreval za LARPa "Gdy przekroczysz próg" - muszę wyznać, że opis LARPa nie brzmiał dla mnie zachęcająco, gdyż były w nim użyte takie sformułowania jak "dobry gracz" i "wczucie się w klimat", ale najwidoczniej sam LARP się obronił. Gratulacje!
  • w kategorii Najbardziej Klimatyczny Jeepform - Miłosz "Delavo" Sikorski, za jeepa "Szachownica życia". Do jeepformów jak zwykle miałem pecha - nie trafiłem na żaden. Nie odbyło się ich jednak zbyt wiele, ostatecznie Delavo konkurował sam ze sobą w tej kategorii. Nie wątpię jednak, że jeep trzymał poziom - gracze byli zadowoleni. Gratuluję!
  • w kategorii Najbardziej Klimatyczny Twórca wygrałem ja, za poprowadzenie "Obudź się" oraz za "Cudowną maszynę Mistrza Fryderyka", sobie gratulować nie będę.
  • w kategorii Najbardziej Klimatyczny Strój - Ola "Selva" Wdowiak za strój neuroshimowego szczura. Był przekonujący :D.
Sama formuła konkursu Zardzewiałe Topory podoba mi się dużo bardziej od pyrkonowych Złotych Masek. Nagroda jest nagrodą uczestników, nie autorytetów, co bardziej odpowiada moim preferancjom, ale nie to jest najważniejsze. Moim zdaniem nie da się ocenić LARPa będąc na zewnątrz. Ten pozorny obiektywizm, zyskiwany poprzez dystans do tego, co dzieje się na LARPie, tak naprawdę powoduje, że oceniany jest performance, a nie LARP. Bo tym staje się LARP, któremu zabierze się całkowicie aspekt interaktywności. Tym bardziej cieszę się ze zdobytego Topora.

Tej nocy spałem godzinę dłużej, bo padłem ze zmęczenia nieco wcześniej. Obudziłem się na swoją prelekcję o Szkole Turku, podobnie jak wcześniej Kuba prelegowałem na korytarzu, dzięki czemu całkiem sporo osób przewinęło się przez prelkę. Wydaje mi się, że wniesie ona coś nowego do spojrzenia na LARPy tych osób, które poświęciły swój czas na słuchanie mnie. Prelekcja przerodziła się w dyskusję i trwała przez to dłużej, niż było to zaplanowane, ale to bardzo dobrze.

Nie mogłem zostać już dłużej, bo ostatni sensowny pociąg, a przecież w domu czekał jeszcze PIT do wypełnienia. Wysłałem go przez internet o 22:30. Da się :).

Moja ocena konwentu? Jedyne, co przeszkadzało mu w byciu mega-zajebistym, to odległości do pokonania. Mateusz Zachciał, główny org, już zapowiedział zmianę lokalizacji w przyszłym roku. I dobrze, z lepszą, mniej rozciągniętą miejscówką SPOT będzie istną rewelacją. Wspaniała atmosfera, różnorodne punkty programu i dogodny termin SPOTa to niewątpliwe atuty, które już teraz powodują, że jeździłbym tam nawet częściej niż co rok.

P.S. Mariusz przypomniał mi, że grałem jeszcze w Cyklady - rewelacyjną wręcz planszówkę. I nawet wygrałem :]. W games roomie udało mi się jeszcze zagrać w Dixita, i to chyba byłoby na tyle. Na następnym konwencie muszę bardziej planszówkować!